poniedziałek, 20 października 2014

Chapter Three - ,,Cisza przed burzą!''


To,że Syriusz Black, bożyszcze wszystkich Kobiet w Hogwarcie,ma dziewczynę,rozniosło się w tempie błyskawicznym.Wszystkie dziewczęta były oczywiście bardzo rozżalone,że to nie je wybral ten jakże seksowny, najprzystojniejszy amant w całym zamku.Zewsząd na wybrankę Blacka,Dorcas,rzucane były wściekłe i zazdrosne spojrzenia zawistnych koleżanek.W domu węża  również czuć było poruszenie.Nawet te zimne,wyrachowane dziewczyny nie mogły zaprzeczyć,że urok Syriusza bardzo na nie działał.Choć oczywiście nie przyznały by Się do tego za nic w świecie.
                Od tego zdarzenia w Pokoju Wspólnym rozegranego pomiędzy Sereną,a panną Meadowes,dotychczasowe pięć przyjaciółek podzieliły się na dwa fronty.Jak łatwo się domyślić Blair była po stronie Sereny wyrzucając Dorcas tą „zdradę”.Kate oczywiście broniła D twierdząc,że serce nie sługa i Meadowes miała prawo się zakochać,szczególnie,że Syriusz również odwzajemniał to uczucie. W ich dormitorium panowała teraz istna wojna.Obie strony prędzej dałyby się zabić niż skapitulować. Jedynie Lily nie chcąc brać udziału w ich sporze,uparcie powtarzała,że jest Szwajcają.Nie mogła uwierzyć w postępek czarnej przyjaciółki,ale po części troche ją rozumiała.Bylo jej żal Sereny,więc postanowiła, że pozostanie w zgodzie z obiema konkurentkami.Tego co dwie najlepsze przyjaciółki w przyszłości przygotują dla ich nowego zagorzalego wroga niemógł jednak przewidzieć nikt. Chociaż znając je od 4 lat Dor i Kate na pewno domyślały się,ze S i B zrobią wszystko żeby pokazać kto tu rządzi.
                W poniedziałkowy ranek Serena i Blair wyszły z wieży Gryfonów z zamiarem udania się na śniadaine.W Wielkiej Sali o tej porze zwykle panował rozgardiasz,ale jednak kilka osób spoglądało na siebie zaspanych znad jedzonego śniadania.Serena spojrzała na sklepienie i z zauważyła,że po wczorajszym niebieskim niebie zostało niewiele.Sklepienie wskazywało trochę zachmurzone niebo,ale mimo to nie powinno być zimno.Zza chmur nieśmiało wyglądalo słońce.Na Merlina w końcu było jeszcze lato. Usiadła razem ze swoją przyjaciółką przy stole i nałożyły sobie po toście.
-No i zaczyna się-mruknęła blondynka konsumując swoje śniadanie
-O tak-przytaknęła jej Blair-jak dobrze tu wrócić.Oczywiście pod warunkiem,że nie jesteś po stałą obserwacją.
Obie spojrzały na Dereka,teraz już właściwie profesora Waldorf jak powinny się do niego zwracać,który siedział pomiędzy profesorem Slughornem,a Hagridem rozmawiając o czymś z tym drugim i gestykulując żywo.
-No tak-odwróciła wzrok rozglądając się po stole Gryfonów i stwierdzając,że nie ma przy nim zarówno Dorcas jak i Syriusza-a skoro mowa już o obserwacji..
-To co?-zainteresowała się sięgając po dżem
-To Lydia ciągle się na mnie gapi-upiła lyk herbaty patrząc się na kędzierzawą blondynkę tak intensywnie,aż ta odwróciła wzrok
-Ciekawe czemu?-zapytała ironicznie
-No ciekawe-dziewczyna przekrzywiła głowę nie rozumiejąc o co chodzi B
-No czy to nie oczywiste?-wzniosła oczy ku sufitowi-Wczoraj,uczta,ty,Fredward.
-Och-nagle zrozumiała-A skoro już o nim mowa..
Obiekt  ich rozmowy właśnie przysiadł się do Lydii i zaczął nakładać sobie górę kiełbasek
-To masz na niego oko?-uśmiechnęła się do niej
-Bardziej on na mnie-odwzajemiła uśmiech
-No tak,ale-dalej drążyła-przecież wczoraj ty też pożerałaś go wzrokiem
-No cóż-przekrzywiła glowę-jest przystojny.Bardzo.Ale to nie jest takie istone. Mogę się w końcu troche zabawić co nie ?
 W tym samym czasie Fredward przełykając kiełbaskę spojrzał na nią i uśmiechnął się flirciarsko. I znowu zaczęli grę.Całkiem niedwuznaczną grę.W końcu pana V bardzo podobała mu się.Nie to niedopowiedzenie.Ona za nią szalał.Serena puściła mu oczko wydymając seksownie usta.On zachwycony przestał zwracać uwagę na swoją dziewczynę,która opowiadała mu coś i całkowicie zatopił się w Serenie.Posyłali sobie coraz to bardziej gorące spojrzenia i wymieniali zalotne uśmiechy. Panna Rock widząc to zagotowała się z wściekłości i potrząsnęła swoim chłopakiem,a ten w końcu niechętnie odwrócił wzrok od teraz już rozbawionej Sereny.Blondynka  zachichotała głośno zwracając tym uwagę Blair
-Co?-zapytała ale zauważyła akcję Lydia-Serena-Fredward-Och,proszę cię znowu zaczynacie?
-Daj spokój-machnęła ręką-Podoba mi się.Nigdy nie zwracałam na niego uwagi,ale hm...może być zabawnie.
-Jaka zmiana-uniosła brwi-No cóż w taki razie będziesz musiała odbić go naszej kędzierzawej koleżance.
-Och,to będzie trudne-pokręciła głową udając rozpacz -w końcu ona jest taka seksowna!
-No pewnie,nie masz szans!
Dziewczyny zarechotały zwracając tym na siebie uwagę wszystkich.
-Z jednej storny-Blair zastanawiala się glośno-Czemu oni są razem?W końcu ona jest obrzydliwa.A widać,ze on nic do niej nie czuje
-Nie wiem-przyznała S-może nie chce być samotny?
Panna W miała jej już coś odpowiedzieć,ale w tem za nimi pojawiła się profesor McGonagall niosąc plik karteczek
-Van Der Woodsen,Waldorf-szukała odpowiednich pergaminów,po czym podała im jednym i udała Się do pierwszoroczniaków
-Super,zaczynamy od Opieki-zauważyla znudzona Serena,która nie znosiła tego przedmiotu-czyli już dzisiaj się zobaczysz że swoim Frankiem
-Świetnie,ale już dzisiaj pierwsze lekcje z NIM-westchnęla teatralnie
-O nie-skrzywiła się dziewczyna-A w czwartek Historia Magii i Wróżbiarstwo zaraz po sobie!Ja chyba oszaleję.
-Dzień dobry drogie panie-naprzeciw nich usiadł James Potter szczerząc się wesoło.
-Hej- uśmiechnęla się promiennie na widok przyjaciela S
-Cześć-mruknęła Blair gapiąc się bezczelnie na swojego brata z leciutką zmarszczką pomiędzy brwiami
-Ja tylko na chwilę-zapewnił dalej się szczerząc-wiesz,że zostałem kapitanem prawda ?
-Naprawdę?-zdziwiła się teatralnie-Ach no tak spominałeś coś raz czy dwa
-Ewentualnie dziesięć-wtrąciła się B,która nadal toczyła walkę na oczy z Derekiem
-Zabawne-przewrócił oczami-w każdym razie potrzebujemy nowego obrońcy
-No tak-przypomniała sobie niebieskooka dziewczyna-przecież Ben już wyszedł!
-Dokładnie-poczochrał sobie włosy na widok Lily,która prychnęla tylko mijając go bez słowa i machając do przyjaciółek-Więc w tę sobotę odbędą się sprawdziany.Musimy znaleźć kogoś dobrego,bo pierwszy mecz gramy z krukonami,a oni mają tego Bensona.Jest niezły.
-Bardzo niezły-przyznała z pokrętnym uśmieszkiem,a Potter spojrzał na nią dziwnie
-Tak czy inaczej o 10..
-Rano?-wytrzeszczyła oczy przerywając mu
-Nie,wieczorem-powiedział sarkastycznie i spojrzal na nią kręcąc głową-10.Boisko.Masz być.
-Tak jest panie kapitanie!-uśmiechnęła się słodko i poczochrała mu włosy robiąc jeszcze większy bałagan na jego głowie.
-Tak super-Blair oderwala się wreszcie od brata i z naburmuszoną miną wstała od stołu pociągając za sobą przyjaciółkę,która rzuciła przepraszające spojrzenie swojemu przyjacielowi-Spóźnimy się S,chodźmy już.
I obie ruszyły na pierwszą w tym roku OPNMS.Tam oczywiście profesor Franco przypomniał uczniom, że w tym roku czekają ich SUM-y i muszą się przygotować.Powiedział to jednak swobodnie i długo ich tym nie zajmował.Za to McGonagall nie była taka łagodna.Ostro im powiedziała,że muszą się przyłożyć bo od tego zależy ich przyszłość
-I żebym nie widziała żanych leni w tym roku-zagroziła im-co roku znajdują się tacy,którzy liczą na samopiszące pióra czy inne „pomoce”.Ostrzegam was jednak,że arkusze egzaminacyjne są zaczarowane i wszelkie próby używania tego typu rzeczy nie wyjdą wam.Więc lepiej porządnie weźcie się za naukę.
Po czym na pracę domową zadała im dwie i pół stopy wypracowania.
Wreszcie nadeszla dlugo oczekiwana lekcja OPCM.Wszyscy byli podekscytowani,szczególnie dziewczęta,faktem,że będą mieć tak przystojnego nauczyciela.Derek jako profesor okazał się być bardzo wyluzowany i jako jedyny na pracę domową zadał im tylko  6 cali o wybranym zaklęciu obronnym. Bo skończonej lekcji Blair pakowała się długo,żeby zostać w Sali i porozmawiać z Derekiem.

Bo skończonej lekcji Blair pakowała się długo,żeby zostać w Sali i porozmawiać z Derekiem.
-Tak bardzo lubisz te zajęcia, że zostajesz po lekcji ?-zażartował Waldorf, ale jego siostra zignorowała pytanie.
-No całkiem nieźle się tu urządziłeś..masz nawet zdjęcie rodzinne ze świąt-smukłe palce Blair siegły po ramkę na biurku nauczyciela obrony przed czarną magią, fałszywe zafascynowanie towarzyszło jej w wypowiedz.
-Wiesz jaki jestem sentymentalny, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę.-uśmiechnął się Derek siedząc przy swoim stanowisku pracy.
-To dlatego tutaj jesteś? Czy tylko po to, żeby mnie wkurzac, śledzic, czy cokolwiek już planujesz w tej swojej ambitnej głowie...-głos brunetki niebezpiecznie się podnosił do tego dochodziło gestykulowanie rękami. -Ale, żeby było jasne...nie zamierzam jakoś szczególnie zmieniac mojego zachowania przez to, że ty tu jesteś! Bo to nic nie zmienia.
-Ojj nie wymagam tego od ciebie, wręcz jestem zainteresowany tym jak będziesz się tutaj teraz zachowywac przed wszystkimi, okłamywac przyjaciół, udawac wiecznie idealną to bardzo w twoim stylu. I masz rację jestem tu po części, żeby cię pilnowac, bo już mam doświadczenie w tym co się z tobą dzieje, kiedy rodzice spuszczą cię z oka.-dogryzał jej starszy brat wstając od biurka i przybliżając się do niej.-A i żeby było jasne...nie zamierzam jakoś szczególnie traktowac ciebie lepiej od innych uczennic, bo jesteśmy rodziną. Bo to nic nie zmienia!-starał się naśladowac głos siostryczki.-Powinnaś już iśc, bo spóźnisz się na kolejne zajęcia.-posłał spojrzenie w stronę drzwi.Queen B z fałszywym uśmiechem kierowała się do wyjścia, powstrzymując siebie przed rzuceniem się z pięściami na brata, ale to było trudne zwłaszcza jeśli brat ciągle daje o sobie znac.
-I nie zapomnij zamknąc drzwi!-krzynął za nią, poczym B dała upust swojej wściekłości trzaskając drzwiami najmocniej jak umiała.
-Spokojnie Blair! On tu na długo nie zagości.-przekonywała samą siebie.-I co się patrzysz?! Nigdy nie widziałaś osoby mówiącej samej do siebie!-nawrzeszczała na pierwszoklasiste, która patrzyła na nią jak na wariatkę.Wygląda na to, że B naprawdę jest mocno wkurzona na brata ciekawe tylko czy D odpuści? A może będziemy świadkami jak rodzeństwo Waldorfów doprawadza siebie nawzajem do destrukcji...czas pokaże




Serena sama powlokła się na Historię Magii.Najnudniejszy przedmiot ze wszystkich,na którym notatki robił jedynie Remus i od czasu do czasu Lily.W tym roku lekcję tą mieli z krukonami. Brunetka doszła pod salę i wyłapała wzrokiem Fredwarda,który też właśnie przyszedł i opierał się o ścianę.Nie było przy nim Lydii.S nie zważając na wołających ją Huncwotów podeszła do niego.
-Hej Fred-przywitała go
-Witaj ślicznotko-odpowiedział jej uśmiechając się
-Nie ma z tobą Lydii?-zapytała udając zainteresowaną
-Och-speszył się-Wiesz my..Zerwałem z nią
-naprawdę? A czemu?
-Bo wiesz-przybliżył Się do niej-od dłuższego czasu interesuje mnie pewna,bardzo piękna gryfonka
-Tak?-uśmiechnęła się kącikiem ust-W takim razie dlaczego wcześniej nigdy dłużej nie rozmawialiśmy?
-Bo zawsze mnie onieśmielałaś-roześmiał się-I była Lydia,a teraz jej nie ma.A poza tym nigdy nie byłaś mną zainteresowana
-A skąd pewność,że jestem teraz?-uniosła z rozbawieniem jedną brew
-Wiesz,te uśmiechy-wyjaśnił jej-I spojrzenia były raczej jednoznaczne
-No tak-zakręciła na palcu pukiel swoich blond włosów,zacmokała i przybliżyła się do chłopaka
-W takim razie teraz będziemy musieli poprawić błędy z przeszłości i bardziej się zaznajomić
-Tak,to naprawdę genialny pomysł
-Cudownie-Serena wyłapała w tłumie wzrok Syriusza,który patrzał na nią -Więc co powiesz na spotkanie dzisiaj?
-Będę zaszczycony.
W tej chwili zabrzmiał dzwonek,drzwi się otworzyły i profesor Binns,duch, zaprosił ich do środka
-To po lekcjach o 16 na bloniach?-zapytał wchodząc do klasy
-Tak,świetnie.To jesteśmy umówieni
-Już się nie mogę doczekać.
Serena posłała mu buziaka w powietrzu i usiadła na tyłach klasy zajmując miejsce dla Blair,która chyba miała zamiar się spóźnić.Przed nią usiedli James i Remus,a ławkę dalej Dorcas z Syriuszem.W tej chwili do klasy wleciała też Lydia,która miała napuchnięte,czerwone oczy i nie patrząc na nikogo usiadła gdzieś zdala od S i Fredwarda.Profesor Binns zaczął już swój usypiający monolog,kiedy drzwi znowu otworzyły się i do środka wparowała zdenerwowana Blair.Wybąkała jakieś przeprosiny i usiadła obok przyjaciółki.
-Nie spóźniaj się już Wander-mruknął Binns po czym wrócił do notatek o wojnach olbrzymów.
-Co jest?-zapytała szeptem,ale przyjaciółka machnęła ręką co miało oznaczać „nic ważnego”. Lokowana  wzruszyła tylko ramionami i oparła się ręką o policzek wciąż czując na sobie wzrok Bensona.
W tym dniu lekcjie trwały niemiłosiernie dlugo,dlatego wszyscy uczniowie z ulgą powitali dzwonek kończoncy lekcje.
-Czemu dzisiaj dowalii nam tak dużo?!-jęczała Blair-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego,że mamy chyba w sumie ze 100 stóp zadane?
-No nie przesadzaj-mruknęła nadal bardzo ucieszona S-odwalimy to jutro.
-No wiem,dzisiaj już nic mi się nie chcę-pomasowala sobie skronie i rozwaliła się na fotelu w Pokoju Wspólnym-A co ty się tak szczerzysz w ogólę?
-Och,ja tylko-wzruszyła ramionami skromnie-mam randkę.
-Co ty?!-wyszczerzyła się Blair nachylając się do niej-Z Bensonem?
-Tak-zaklaskała w dłonie z uśmiechem-Zerwał z kędzierzawą i umówiliśmy się na 16.
-Czy ja dobrze słyszę?-dziewczyny spstrzegly,że podeszli do nich Huncwoci-Masz randkę z TYM Bensonem?
-Tak Łapciu-posłała mu triumfalne spojrzenie-Z TYM Bensonem.Tym jakże przeseksownym Fredwardem Bensonem
-Ale..ale..-jąkał się z szokiem wypisanym na twarzy-To jest obrońca Krukonów i jest beznadziejny..i żałosny i blondyn !
-Właśnie-przytaknął mu James rozglądając się za miejscem do siedzenia,gdyż miejsce na kanapie koło Blair zajęli już Glizdogon i Lunatyk,a fotel naprzeciw S należał już do Blacka-A pyzatym on jest taki śmieszny
Serena zaśmiała się
-Jak to śmieszny?
-No-zaśmiał się Rogacz-Wiesz,że ja i Łapa lubimy się z niego nabijać.
Tak racja ,teraz Serena przypomniała sobie,że często się z niego nabijali i chodzili za nim robiąc mu przezabawne przytyki. Blondwłosa piękność właściwie też się z niego czasami nabijała.Ale puśćmy to w niepamięć…
-Bo on myśli że jest taki idelny i robi takie śmieszne miny kiedy ee „myśli”?-ciągnął Łapa
I zaczął parodiować Bensona robiąc najgłupsze miny jakie Serena widziała kiedykolwiek.
 -Och dajcie spokój-poddała się wzdychając-To nie musi być związek do końca życia.Po prostu idziemy na zwykłą RANDKĘ.Troche się zabawię i tyle.Hej to nie Smark!
Wytłumaczyła im jak małym dzieciom.Rogacz prychnął i niewidząc miejsca siedzącego skoczył swojej przyjaciółce na kolana
-James-wysapała kiedy poczuła ciężar przyjaciela-Nie tak.Inaczej.
I Zrzuciła go z siebie,posadziła na fotelu,po czym sama usadowiła się wygodnie na Rogaczu.Kątem oka zauważyła,że czarnowłosy przygląda im się dziwie.
-Tak jest dobrze-pokazała mu język,a w tej chwili do PW weszły Lily,Dorcas i Kate
-Hej Evans!-wydarł się James widząc rudą i oczywiście czochrając sobie włosy.Ona przewróciła oczami ale wraz ze swoimi przyjaciółkami podeszła do nich.
-Hej słońce-Syriusz ucałował swoją dziewczynę i posadził ją sobie na kolanach.Serena stwierdziła,że nie ma ochoty patrzeć na mizdrzącą się parę,ani wysłuchiwać kolejnych próśb Rogacza co do Lily i zorbiła minę do B,a ta zareagowała od razu
-Dobra S-podniosła się z kanapy,która cicho stęknęła-Trzeba cię zrobić na bóstwo!
-Och,już jest zrobiona-zażartował Syriusz wciąż patrząc na swoją dziewczynę
-Ale z każdym momentem mogę wyglądać jeszcze lepiej.
I zeskoczyła z Pottera,który od razu zaprosił Evans na miejsce Van Der Woodsen.
-Twoje niedoczekanie-mruknęła i usiadła obok Lupina zagadując go o coś.Serena już nie słyszała o co bo wraz z B wchodziły już do swojego dormitorium. Serena nadal mając obraz Syriusza i jej niegdyś dobrej przyjaciółki wzdrygnęła się lekko.Ona jest bezczelna,myślała sobie,jakim prawem tak się do niego klei kiedy oba,Serena,jest tuż obok.Ale to teraz nie ważne.Teraz warto się skupić tyko i wyłącznie na Fredwardzie.Zresztą i tak już widziała leciutkie ogniki zazdrości w oczach Blacka,dzisiaj kiedy rozmawiała z nim na korytarzu.Tylko czemu? Czyżby Blackowi jednak się Serena podobała? A może to była tylko zazdrość w stylu brata?
-Dobra-przerwała jej rozmyślania Waldorf-To jak się ubierasz?
-Och,czy ja wiem?-podeszła do szafy i przeglądała najróżniejsze ubrania
-To randka? Czy randka randka?
-Hm..Raczej randka randka,ale nie będę się przesadnie stroić.W końcu idę tyko na randkę -roześmiała się jak zwykle radośnie wyciągając z szafy krótką, czarną,skórzaną spódnice w półkoło  i dobierając do niej koronkową koszulę z rękawami trzy czwarte i ozdobnym kołnierzem.Pokazała B zestaw
-I jak?
-Bosko-przyjrzała się i pokiwała głową-masz odsłonięte twoje genialne nogi plus zakryta góra.Seksownie,ale nie zdzirowato.
Serena zadowolona ściągnęła szkolną szatę i ubrała się w wybrany zestaw
-A ty co masz w planach dzisiaj?-zapytała zapinając koszulę
-Och chyba-kartkowała jakiś magazyn leżąc na łóżku-Okres próbny dla tej nowej.Jest strasznie wkurzająca więc chcę się jej pozbyć.
-Okej-spojrzała w lustro,a potem na zegarek-O ja już za piętnaśnie czwarta!Błągam cię B wybierz mi buty,bo ja jeszcze muszę…
I wleciała do łazienki nie kończąc.Spojrzała na siebie krytycznym  wzorkiem.Chwyciła różdżkę i poprawiła swoje naturalnie falowane włosy podkręcając je bardziej miękko.Poprawiła makijaż robiąc sobie kocie oko i przejechała czerwoną szminką po swoich pełnych ustach.I gotowe!Wyszła z łazienki a tam czekały na nią już wybrane przez Blair buty.Były to klasyczne czerwone szpilki na wysokim obcasie i z ostrymi noskami.
-Och kocham cię-ucałowała ją w policzek-Dobra lece bo i tak się spóźnie!
-Okej,bądźcie grzeczni-krzyknęła za nią kręcąc głową z uśmiechem.
Serena zbiegła po schodach i już przemierzała pokój wspólny.Czuła,że wszystkie spojrzenia są zwrócone na nią.Ale nie przeszkadzało jej to.Wszystkie spojrzenia ZAWSZE były zwrócone wlasnie na nią.Powoli schodziła po schodach i ruszyła do Sali Wejściowej.Fredward już tam czekał.Widziała go od tyłu.Nawet tak wyglądał nieziemsko.On słysząc stukot obcasów obrócił się i stał tak gapiąc się na Serene.Ona nie mogla powstrzymać uśmiechu,ale zarejestrowała że serce nie zabiło jej szybciej kiedy spojrzała na niego. Był jednak taki przystojny.Te jego blond włosy i boski uśmiech sprawiały że nogi robiły się jak z waty.Stanęła przed nim.I stali tak w ciszy przez kilka sekund,Serenie wydawało się,że godzin,wzajemnie taksując się wzrokiem.W końcu S przerwala tę ciszę
-Hej-uśmiechnęła się zadziornie
-Cześć-powiedział tym swoim seksownym glosem-Pięknie wyglądasz.
I podał jej różę,która znalazla się w jego dłoniach niewiadomo skąd.
-Oo to słodkie,dziękuję Fred!
-To co idziemy?-podał jej szarmancko ramię,a ona je chwyciła ze śmiechem i ruszyli na spacer po błoniach.Zaczęli rozmawiać o Quidditchu,a potem Serena z zadowoleniem zauważyła że mają wiele wspólnych tematów.Ani na chwilę nie zapadła między nimi krępująca cisza.Van Der Woodsen odkryła, że wbrew pozorom Benson jest naprawde zabawny i co chwila ją rozśmieszał.Ona jego zresztą też.Rozmawiali o wszystkim.O róznych błahostkach takich jak SUM-y,Filch( niebieskooka opowiedziała mu kilka przezabawnych historii z nią,Huncwotami i charłakiem w roli głównej),czy chociażby Hogsmeade. Rozumieli się bardzo dobrze.Ale bardziej jak przyjaciele.W koncu gdy znudziło im się chodzeni,Benson wyczarował puchaty koc i usiedli na nim oglądając zachodzące słońce.
-Nie wierzę-kręciła ze śmiechem głową S-że nie chciałam na ciebie nawet spojrzeć
-Ja tam patrzałem na ciebie cały czas-mrugnął do niej,a ona parsknęła śmiechem jednocześnie trochę trząsąc się z zimna
-Zimno ci?-zapytał chłopak
-Troche-przyznała wzruszając ramionami,a on bez słowa objął ją mocno dwoma ramionami od tyłu. Serena poczuła się troche niezręcznie,ale nie dała tego po sobie poznać. Siedzieli tak jeszcze troche gawędząc sobie, ale w końcu Fredward oprzytomniał i zauważył że zaczęła się cisza nocna.
-Och daj spokój Fred-machnęła ręką S- Boisz się Filcha?
-No nie-zmieszał się chłopak-Ale jutro szkoła,a ja jestem prefektem i …
-Dobra okej-uśmiechnęła się do niego jednocześnie czując podświadomie że to nie jest to czego ona szuka. Jej chłopak powinien nie bać się ryzyka, przeciwnie podejmować je zawsze, spontanicznie. W końcu mottem jej i Huncwotów było „Bez ryzyka nie ma zabawy”.- To co idziemy ?
-No tak by było chyba najlepiej-posłał jej przepraszający uśmiech i podał rękę aby pomóc jej wstać. Dziewczyna przyjęła ją i razem, ramie w ramie ruszyli do zamku. Po drodze do wieży Gryffindoru, bo Fredward mimo że okazał się być grzecznym chłopcem, nie podejmującym tego ach.. ryzyka? był w pewnym stopniu gentelmanem. A jak nakazuje kodeks dobrego gentelmana, kobietę należy odprowadzić po randce do domu. Tak więc szli milcząc przez korytarze zamku, oboje myśląc o czym innym. Pan F o ich kolejnej randce,a Serena przeciwnie- o spławieniu chłopaka.
-No to już tu-stanęli przed obrazem Grubej Damy,która obserwowała ich w milczeniu
-Tak..-S przygryzła wargę-No to, fajnie było.
-Super-Fredward uśmiechnął się. Stali chwile w milczeniu,przerywanym ziewaniem Grubej Damy. W końcu Benson podjął decyzję i przybliżył się do dziewczyny.Zajrzał jej w oczy i powoli przesunął swoje usta do jej. Blondynka poczuła na sobie jego gorący oddech. Niestety, nie miała zamiaru go całować. Przy nim nie poczuła tego czegoś i przeczuwała, że gdyby pozwoliła mu na ten pocałunek, wyrządziłaby mu tylko później krzywdę, raniąc go tymi słowami,które miała zamiar do niego skierować.
-Czekaj Fred-odsunęła się od niego i ze smutnym uśmiechem spojrzała mu w oczy, w których zauważyła zdziwienie, może nawet odrzucenie. To samo kiedy ona poczuła tego pierwszego dnia w pociągu, kiedy Syriusz pocałował Dorcas w policzek- Słuchaj, dzisiaj było naprawdę świetnie.  Fajnie się z tobą czułam, poznałam cię z tej innej strony, niż jaką znałam i to jest super,ale nie w ten sposób.
-Czyli o co ci chodzi?-zapytał zachowując kamienną twarz, z której nic nie dało się odczytać. Kolejny raz założył maskę, którą przywdziewał zawsze przy swojej matce, braciach, ludziach. Maskę obojętnośći.
-Po prostu nie poczułam tego czegoś. Na początku myślałam,że były jakieś iskry, bo pewnie były, ale potem nie było fajerwerk.  Na serio bardzo cię polubiłam, bardzo, ale tylko jak przyjaciela. Albo aż przyjaciela. Chciałabym żebyśmy się spotykali i rozmawiali ze sobą,ale tylko jako przyjaciele.
-W porządku-odrzekł głosem wypranym z jakich kol wiek emocji. Ukrywał to jak bardzo było mu w tej chwili przykro, jak bardzo S go zraniła tym stwierdzeniem. I może to było głupie, bo byli tylko na jednej randce,ale on ,Fredward, od dawna coś do niej czuł. Teraz przynajmniej wie,że ona nie odwzajemnia jego gorących uczuć. Ale to nie koniec. Bensonowie już tacy są. Walczą do ostatniego wytchnienia. A on mimo,ze jest z nimi połączony tylko więzami krwi, odziedziczył tę cechę.
-Ja po prostu-kontynuowała Van Der Woodsen- Czuję coś do kogoś innego. Jestem w nim zakochana od pewnego czasu,mimo że on nie. Może gdyby nie to..Nie wiem.
-W porządku-uśmiechnął się z nie lada wysiłkiem chłopak-Ważne że będziemy przyjaciółmi.
-Och, tak-położyła mu dłonie na barkach i przytuliła mocno. Fredward poczuł ciepło rozchodzące się po jego ciele i pogłaskał dziewczynę po plecach. Poczuł jej cudowny, słodki zapach i utwierdził się w przekonaniu,że nie zrezygnuje tak łatwo.W końcu oderwała się od niego.
-Dobranoc  Fredward- westchnęła uśmiechając się słodko

-Spij dobrze piękna.-Odwrócił się na pięcie i odszedł. Serena obserwowała go aż zniknął za rogiem, nieświadoma jego silnych uczuć. Nieświadoma tego jak bardzo łamała mu serce. I nieświadoma tego,że los i tak dopnie swego i jeszcze kiedyś postawi go na jej drodze. Jednak tym razem nie będzie tak łaskawy jak teraz. Śpij dobrze S, nieświadoma niczego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz